środa, 6 maja 2015

190. W trasie.

Witajcie.
Majówka już niestety za nami. Pogoda nie rozpieszczała, ale było warto. Dzisiaj poruszę tylko i wyłącznie kwestię podróżowania malucha w samochodzie. 
Kuba nigdy nie robił problemów. Co prawda, nie były to dalekie trasy, bo tylko maxymalnie do Warszawy, ale jednak. Muszę tylko nadmienić, że wcześniej odbywały się one w nosidełku. Na podróż w góry wybrał się już w nowym foteliku. Czy to był błąd? Sama nie wiem. Może to kwestia długiej podróży, a może to TEN fotelik. Nie zmienia to faktu, że jeszcze w drodze "do" było w miarę ok, to już w powrotem była lekka TRAGEDIA. A my z mężem chcieliśmy na wakacje jechać na Chorwację.  Życie jak zwykle wszystko zweryfikowało i nie ma szans, abyśmy tak spędzili wakacje. Wielka szkoda, ale teraz bossem jest ON :D Wracając "zabawa" rozpoczęła się już w Nowym Targu i tak przez 6 h. Mówię Wam, wolałabym przewalać węgiel w kopalni niż przeżyć to jeszcze raz. Wszystkie zabawki latały w powietrzu. "Mucha mucha " leciała i końca nie było widać, a raczej słychać. Dobrze, że mąż miał ładowarkę do telefonu. A nie daj Bóg, kiedy piosenka leciała, a był słaby zasięg netu. O Matko!!! Prawda jest taka, że on się umęczył i my razem z nim. Ostatnio podsunęłam B. pomysł, aby w listopadzie polecieć na Wyspy Kanaryjskie, ale jak nigdy mąż będzie miał urwanie głowy w pracy... Ech. Jak to mówią - "wraz z pojawieniem się dziecka życie wywraca się do góry nogami". Już nie ma spontanicznych wyjazdów, co to to nie :DDDD I tak jeszcze będzie długo długo. Pogodziłam się z  tym, aczkolwiek troszkę mi szkoda. Wiadomo, wakacje, słoneczko. Może wybierzemy się jeszcze raz w góry. Niech się Kubi zaprawia w boju w tym "małym" podróżowaniu po Polsce. A dalej samolot i tyle :) 
 Tak prezentował się "porządek" w naszym samochodzie. Kupiłam gazety, ale przeczytałam kilka stron w drodze DO.
 Na pocieszenie tej szalonej wyprawy towarzyszyły nam wspaniałe  widoki.
Kuba jednak bardziej interesował się roletą :D Te dzieci...
 Takie były miny. Widać, że zły, prawda? :)
Na całe 7 godzin podróżowania spał tylko 40 minut. Największy "sajgon" miał miał miejsce za Częstochową. Dosłownie stawałam na rzęsach, aby go uspokoić. Różne skutki odnosiłam. Wiem tylko, że bez netu było by bardzoooooo ciężko!!!! Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej. Bo serio, gorzej już nie może być :)


Pozdrawiam 
OMW

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz